Karteczki samoprzylepne Post-it Z-Notes - Inny producent, w empik.com: 169,44 zł. Przeczytaj recenzję Karteczki samoprzylepne Post-it Z-Notes. Zamów towar z dostawą do domu! Karteczki samoprzylepne bloczek notes 76x101 - NOTES SA.ECO, w empik.com: 3,50 zł. Przeczytaj recenzję Karteczki samoprzylepne bloczek notes 76x101. Zamów towar z dostawą do domu! 20+ latki pamietacie zabawy w podchody, zbieranie karteczek z notesow itp? Zarchiwizowany. Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi. Największa mania zabierania, jaka ogarnęła nasze pokolenie. https://magicznelata90.plhttps://www.facebook.com/magiczne.lata.90/ Kup Karteczki z Lat 90-tych w kategorii Karteczki kolekcjonerskie dla dzieci na Allegro - Najlepsze oferty na największej platformie handlowej. Karteczki Samoprzylepne - Zadzwoń do mnie w kategorii karteczki indeksujące / akcesoria Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies . Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Magiczne lata 90, Katowice. 85,625 likes · 914 talking about this. Nuta nostalgii za tym wszystkim co sprawiało, że nasze dzieciństwo było jak rollercoaster bez trzyman Kup teraz: Karteczki z notesików z lata 90 dziesiąte. A+ za 1,50 zł i odbierz w mieście Aleksandrów Łódzki. Szybko i bezpiecznie w najlepszym miejscu dla lokalnych Allegrowiczów. witamy w latach 90-tych. Rok 1989 to nie tylko upadek komunizmu w Polsce, ale również koniec pewnej epoki. W niepamięć odeszły puste sklepowe pułki, nagie haki i gigantyczne kolejki. Polacy wreszcie odetchnęli z ulgą… nastały lata 90-te. Ach, co to były za czasy! Pierwsze karteczki z nowych papierów:) Dziś w nocy powstały pierwsze karteczki z moich nowych papierów :) Postawiłam na tematykę ślubną, gdyż dwie moje koleżanki niedługo ślubują :) Nowe papiery oglądałam niezliczoną ilość razy - za każdym razem mam wrażenie, że którąś z karteczek widzę pierwszy raz :p eXicgk. Dzieciństwo to czas łażenia po drzewach, wiszenia na trzepakach, budowania tam na leśnych strumykach czy osiedlowych kałużach. Nie da się jednak ukryć, że istotną rolę odkrywały też wszelkiego rodzaju gadżety, zmieniające się w zależności do akurat panujących mód. Dzisiaj patrzymy na nie sentymentem, ale wtedy była to niemal sprawa życia i śmierci. Do dziś pamiętam uczucie straty po podkradzionej przez koleżankę z bloku kolekcji karteczek czy niesamowitego triumfu, kiedy w paczce kart z Pokemonami trafiłam na Charizarda. Byłam po tym najpopularniejszą osobą w klasie chyba przez tydzień! Dzisiejszy wpis dedykuję więc wszystkim dziecięcym gadżetom – i tym dawnym, i tym obecnym. Strasznie ciekawa jestem Waszych, często porównuję swoje doświadczenia ze znajomymi w podobnym wieku i okazuje się, że nasze wspomnienia mocno się różnią. Karteczki Bezdyskusyjnie pierwsze miejsce zajmują karteczki. Najpierw takie małe, wyrywane z notatników, potem te wpinane do segregatora, większe. Mniejsze też były, ale to jednak nisza, w której mało kto się specjalizował. Można było powiększyć swoją kolekcję przez zakup karteczek w papierniczym (rzadziej) albo podwórkową czy szkolną wymianę (częściej). Pamiętając oczywiście, że karteczka karteczce nierówna. Za moich czasów najbardziej cenione były te z Królem Lwem i z Titaniciem. Kiedy karteczkowy szał minął, a trzymał się długo, pełne segregatory można było z powodzeniem wykorzystać jako bazę do „Złotych Myśli”, czyli oflajnowego odpowiednika dzisiejszego Guma do skakania Letnie popołudnie na podwórku bez gumy do skakania nie miało prawa bytu, podobnie jak przerwa w szkole. W razie braku odpowiednich zasobów ludzkich, zaczepiało się gumę o drzewo czy krzesło. Ja najczęściej grałam w „dziesiątkę”. Siódemki były najgorsze! Chodaki Wbrew pozorom, mocno połączone z poprzednim punktem – dowodem na opanowanie chodzenia w chodakach w stopniu mistrzowskim było skakanie w nich w gumę. Chodaki to obuwie letnie składające się z drewnianej podeszwy i kawałka skóry zakrywającego palce, dziś widywane głównie w szpitalach. W okolicach 2000 roku podbiły polskie ulice i były absolutnym hitem w mojej podstawówce. Ja miałam czerwone w żółte kwiatki, obtarły mi stopy do krwi, pomogła dopiero kreatywność babci, która rozbiła je tłuczkiem do ziemniaków i od tamtej pory pasowały idealnie. Jojo Czyli tradycyjna zabawka na sznurku, która przeżywała drugą młodość w czasie, kiedy byłam w podstawówce. Powstawały zaawansowane jojo, którymi można było wykonywać trudne sztuczki i szpanować na przerwach. Ja byłam skazana na tani, plastikowy model, bo moja prośba o super profesjonalne jojo za 70 zł została skwitowana przez mamę wymownym podniesieniem brwi – czemu zupełnie się nie dziwię. Zestaw plastyczny Czyli plastikowa walizeczka mieszcząca w sobie farby, kredki, pastele, gumki, temperówki i mazaki, a wszystko w jednym, totalnie niepraktycznym, opakowaniu. Emocji dodawał fakt, że nie można jej było nigdzie kupić, a jedynie wymienić za punkty na stacji benzynowej. Terroryzowałam więc rodziców, by tankowali na jednym w mieście BP i po jakimś czasie (wydawało mi się, że to wieczność!) w końcu się doczekałam. Podejrzewam, że po pierwszym użyciu rzuciłam ten wynalazek w kąt, ale oczekiwanie i radość pamiętam do dziś. Magia i Miecz Mój brat miał pierwsze, oryginalne wydanie ikonicznej planszówki fantasy. Ostatnio doliczyliśmy się, że musiałam w nią grać, zanim jeszcze nauczyłam się czytać – na pewno byłam trudnym przeciwnikiem. Więcej o historii naszej gry pisałam w poście o planszówkach. Kaczor Donald – komiks Co tydzień z ekscytacją biegłam do kiosku po nowy numer Kaczora Donalda. Najbardziej lubiłam komiksy z Siostrzeńcami, pamiętam że potem kupowałam też Przewodniki Młodego Skauta z ich udziałem. No i środkowa wkładka, czyli Figle Figlarzy. Do dziś pamiętam, jak razem z koleżanką namówiłyśmy naszych starszych braci do udziału w teście, który miał wykazać ich umiejętność skupiania się, koordynacji czy czegoś podobnego. Nalałyśmy do wielkich szklanek wodę, kazałyśmy im położyć dłonie na stole, na każdej ręce postawiłyśmy po szklance z wodą i…poszłyśmy na podwórko się pobawić. Wydawało nam się to wtedy tak strasznie przebiegłe i śmieszne, że byłyśmy z siebie dumne przez następny tydzień. Karty Ale nie takie zwykłe, do grania. Mówię o karciankach tematycznych. U mnie były to karty auta, w które ciupałam z koleżankami i kolegami przez kilka wakacji z rzędu. Nie pamiętam, jak mi szło, ale do dziś, obudzona w środku nocy, jestem w stanie podać pojemność skokową Lamborgini Diablo. Potem pojawiły się Pokemony, o których pisałam we wstępie, z tym że je się raczej zbierało, niż używało do gry. Zrobiłam sobie na nie specjalne ozdobne pudełko, jestem pewna, że gdzieś jeszcze leży w domu. Gry komputerowe/na GameBoya Komputer miałam z automatu, bo mój starszy brat, obecnie programista, dbał o to, żeby zawsze był u nas w domu jakiś w miarę aktualny model. Przysługiwała mi godzina grania dziennie, najczęściej wybierałam Baldurs Gate (moja miłość!), Black&White („Oood lądu nas suszy, już czas w mooorze ruszyć” do dziś siedzi mi w głowie), Anno 1410, Heroesów, Pizzę Syndicate albo Theme Park World. Zdecydowanie była to ważna część mojego dzieciństwa, gry pozwoliły mi też szybko podszkolić angielski. O GameBoya trzeba było trochę powalczyć, o ile dobrze pamiętam, to musiałam przez jakiś czas codziennie czesać psa. Kilka lat wcześniej oblałam ten sam test, przeprowadzany bo chciałam chomika, ale z GameBoyem na szczęście się udało. Parę miesięcy temu ponownie przeszłam całą GameBoyową grę (pierwsze Pokemony) i wciągnęłam się totalnie – w ogóle się więc nie dziwię, że tak mi wtedy zależało. Żeby nie było, czytałam też książki! Pisałam o nich w zeszłym roku. To wszystko, co przyszło mi do głowy, jestem pewna, że o masie rzeczy zapomniałam – tym bardziej czekam więc na Wasze wspomnienia! Dzięki za lekturę! Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail: 83 thoughts on “Moje ulubione gadżety z dzieciństwa” Karteczki, taaak! Miałam ich na tony pochowane w segregatorach – i u mnie w przedszkolu też za najcenniejsze uznawano te z Królem Lwem (czy może szerzej, te z filmów Disneya). U mnie był „Uśmiech numeru” (taka gazetka poświęcona dowcipom), rolki, karteczki też (plus krótki okres kolekcjonowania zapachowych karteczek z perfumerii – wtedy szczyt luksusu:)) oraz zeszyt ze złotymi myślami – taki samodzielnie pisany formularz z pytaniami o ulubione kolory, jedzenie, itd., ale najważniejsze było: kto jest Twoim najlepszym przyjacielem/przyjaciółką. „Uśmiech Numeru” <3 Mam do dziś kilka egzemplarzy „Uśmiechu Numeru”. do kiedy jest ważny kod? Aa, nie napisała, faktycznie, do północy:) Dziękuję! U mnie też był szał na karteczki! Ja jestem ’92, najfajniejszy były albo te z Kubusia Puchatka , albo te z zespołami (Spice Girls i obowiązkowo Just 5 – kochałam się w blondynie, był tylko mój, bo wszystkie inne koleżanki wolały Bartka Wronę). Z gier na kompyter pamiętam też Króla Lwa albo Alladyna grane u rodziców w biurze. Giganty raczejogarniał mój brat, za to ja lubiłam potem gazetkę Kaczor Donalnd z różnymi gadżetami (pierdzące poduszki <3). Z czasopism jeszcze koniecznie taka o sztuce (na ostatniej stronie był zawsze obrazek – złudzenie optyczne, trzeba było kombinować oczami, żeby coś zobaczy) i Zwierzęta z Zielonego Lasu! Wszystko tam było, opowiadania, kolorowanki, gry, i wszystko takie ładne! Taaak, pamiętam tę gazetę, taka duża. Jak ona się nazywała? Mnie boysbandy jakoś totalnie ominęły, girlsbandy zresztą też:( Przygoda ze sztuką! Cudowna! to był KWAK i Zwierzaki! Też pamiętam :D Zwierzęta i Przygoda ze sztuką! Kochałam z całego serca! Do Zwierząt zrobili nawet kreskówkę :). Masz na mysli Wiedza i Zycie? Bylo takie czasopismo, co sie wpinalo do segregatora, z roznymi dziedzinami w nauce. Mam kilka tych segregatorow :P ’Przygoda ze sztuką’… mimo, że totalnie nie umiem rysować, naciagałam babcię tylko dla tych optycznych cudów…. Zbieraliśmy też z bratem 'Gdzie jest Wally?’ Poza tym karteczki (ja głównie Pocahontas i Disney) , Just 5 (w Poznaniu można ich było czasami spotkać w Jumbo- markecie z parkingiem na dachu i ruchomymi schodami!!!!!- totalny szał) i kasety z Majką Jeżowską, Smerfnymi Hitami i historiami o słoniu o imieniu Benjamin Blumchen :) #tosenevrati ♥ Zbierałam „Wally zwiedza świat?” i „Przygoda ze sztuką”. Segregatory od „Wally…” jeszcze mam, choć puste bo gazetki mocno były powycinane (przydawały się, zwłaszcza jak jeszcze nie miałam komputera żeby sobie coś ściągnąć i wydrukować, a obrazki były potrzebne do szkoły). Just 5 – ulubiony zespół z czasów podstawówki. Pamiętam jak układy tańczyłyśmy do ich piosenek na przerwach. Smerfne hity, Majka Jeżowska i „wszystkie dzieci nasze są” :) Wally, o tak! Kiedyś przekopując piasek na plaży znalazłam piątaka :) Jeszcze tego samego dnia wymieniłam w kiosku Ruchu na Wally zwiedza świat :) Tak, karteczki to byl hit i za moich czasow, choc jestem kilka lat starsza. Mialam ich sporo, ale kolejcja nie umywala sie do tej zgromadzonej przez kuzynki, ktore chodzily do duzej szkoly w niescie ( a ja do malej na wsi wiec nie bylo tak wielu osob aby sie wymieniac). Guma, gry telewizyjne tez. Ale chyba tych gadzetow jednak tak wielu nie mialam, czesciej bawilysmy sie z dziewczynami w lesie, w tzw. Domki,a urzadzanie bylo naklepsze. Dywan z mchu, kepy trawy jako kwiaty doniczkowe, powierzchnia domku wyznaczona przez patyki. To byly cudne czasy :) ja mialam ok 500 karteczek „pachnacych” i niedawno za kilkadziesiat złotych sprzedalam je na allegro :D podobnie jak historyjki z gum turbo, donald, karty telefoniczne, a za rzutnik ANIA na kliszowe bajki zgarnelam 200 zl :D:D czasami warto trzymac takie skarby :D Też miałam taki rzutnik, moją ukochaną bajką było Leśne Pogotowie:) A dealu gratuluję:) Ach, karteczki, karteczki zdecydowanie! Dwa pełne segregatory z naklejkami z witcha na honorowym miejscu! Nigdy też nie zapomnę gdy w przedszkolu wychodziliśmy na podwórko i razem z koleżankami zadzierałyśmy małe nóżki zdobywając kolejne poziomy. Samodzielne ćwiczenie było bardzo trudne, ale – jak wspominasz – krzesła i szafki szły w ruch :). Zestawy plastyczne zawsze były moim obiektem zazdrości ;). Jeśli chodzi o gazetki to uwielbiałam księżniczki i witcha (zrobiło się „dziewczyńsko” ;) ) a zamiast kart pamiętam tazosy z pokemonami z cheetosów. Na komputerze (podczas przyzwolonych 2h w tygodniu) grałam w Harry’ego Pottera, to były emocje! Pamiętam że nawet moja mama się wciagnęła… Dodatkowo zawsze nie mogłam się oprzeć gumie „huba buba” w rolce. A zamiast game boya miałam takie śmieszne srebrne małe urządzonko (coś takiego ) z kilkoma grami, w tym tetrisem, snejkiem i czołgami. Wydawało z siebie wyjątkowo irytujące dźwięki. Dziękuję, dzięki Tobie mogłam z uśmiechem powspominać dawne czasy :). Ooo, ja też miałam taką gierkę! Nawet jeszcze gdzieś leży w szufladzie zapomniana ;) Pierwsza! Wszystko co napisałaś pamiętam poza grami komputerowymi. W moim przedszkolu najfajniejsze były karteczki z Herkulesem i NBA ale byłam jedyną dziewczyną w swoim roczniku, więc siłą rzeczy miałam bardziej chłopięce niż dziewczyńskie dzieciństo. Dlatego dla mnie gadżetem numer jeden był pistolet na kulki. Każdy o nim marzył i zbierał na niego bardzo długo. Ja na swój „zarobiłam” nosząc remontującym łazienkę sąsiadom płytki na 4 piętro. Potem straż miejska zabrała nam te pistolety, bo jakieś dziecko gdzieś zrobiło sobie tym krzywdę i dali w zamian kredę. Byliśmy wściekli. Na szczęście jeden kolega ukrył swój i po pewnym czasie wyjął, ale wtedy nie było już w sklepie kulek do tych pistoletów, więc całe wakacje szukaliśmy ich po osiedlu. To był prawdziwy gadżet- artefakt. Karteczki to był prawdziwy hit! I granie w gumę, ja grałam w kokardę bodajże ;) Ale nie w drewniakach, tylko takich plastikowych / gumowych sandałkach :D To były czasy!!! Wysmarowałam na dniach wspomnienia z mojego dzieciństwa, zapraszam do czytania ;) Taki dzień dziecka i człowiek na starość zrobił się sentymentalny ;) Karteczki to był prawdziwy hit! I granie w gumę, ja grałam w kokardę bodajże ;) Ale nie w drewniakach, tylko takich plastikowych / gumowych sandałkach :D To były czasy!!! Wysmarowałam na dniach u siebie na blogu wspomnienia z mojego dzieciństwa, zapraszam do czytania ;) Taki dzień dziecka i człowiek na starość zrobił się sentymentalny ;) Buty z galaretki <3 Lecę czytać! I Tamagochi! Taka mała gra gdzie chodowało się zwierzątko. Kolekcjonerskie to puszki po napojach, historyjki obrazkowe z gum do żucia, opakowania po czekoladach, zagraniczne znaczki. Lavalampa (uwielbiam do dziś!), kolorowa kreda, guma i skakanka, kapsle (do Wyścigu Pokoju), nóż (do rzucania. Kto by dzisiaj dziecku dał nóż do zabawy?). I WSZYTSKO co zagraniczne:) Flirt towarzyski, tamagotchi i „wrapsy” na włosach z muliny :-) Jestem parę lat od Ciebie starsza, więc na karteczkowy szał się nie załapałam. Za to zbierała je moja siostra (urodzona na początku lat 90) – do teraz pamiętam, że na segregatorze miała napis „Happy Cat’s”. Do teraz mnie wkurzają apostrof’y w niewłaściw’ych miejsc’ach ;-) Aaa, flirt towarzyski , jak mogłam o tym zapomnieć :D To był hicior! Uwielbiałam Magię i Miecz jak opętana ;-) No i jeszcze gazeta Filipinka! Tamagotchi kupione na odpuście po mszy (w ogóle wszystkie te odpusty i stragany :)), zwierzaki Furby, oczywiście Pokemony w każdej postaci, gazetki Witch i wisienka na torcie – karteczki, gadżety, piórniki i maskotki Diddl! Do dzisiaj nie umiem pozbyć się segregatora, karteczek i innych rzeczy z motywem tej niemieckiej myszki – to wszystko odziedziczyła teraz moja młodsza siostra i zadaje teraz szału w szkole, bo dzieci mają już teraz raczej inne zajawki niż Diddl :) Diddl mnie jakoś nie ruszała, ale Nici to co innego! Miałam gigantyczny piórnik/kosmetyczkę w żyrafę i żałowałam, że nie mogę mieć torebki. Do teraz pamiętam jak wyglądała, dżinsowa z futrzanym serduszkiem. Ooood lądu nas suszy Już czas w morze ruszyć Przynieś więc trochę drewna I juz płyniem w dal! Piosenka dzieciństwa <3 Jezu, aż nie mogę uwierzyć że to wszystko też dotyczyło mojego dzieciństwa! Jeszcze się do tego zaliczam… karteczki, chodaki i flamastry to momenty z życia które zapadają idealnie w pamięci! Pamiętam jeszcze jak kiedyś podbierałam cioci takie karteczki z segregatora, bo miała ich dużo na studiach! Kaczor donald i te nieziemskie gadżety: mazaki, do pisania niewidzialnych listów albo takie UFO ludki z gumy, które się przyklejały do ścian i zostawiały plamy! łojoj! Niesamowite wspomnienia. Dzisiaj właśnie kupiłam sobie gumę : Hubba Bubba ta jakby z 1m w takim okrągłym pojemniczku, którym się ją ucina. :D Myślałam, że znowu mi wykrzywi twarz, tak jak kiedyś! Ale smak jest inny :( Ah.. dobrze być urodzonym w latach ’90. Oczywiście całą resztę gadżetów też pamiętam :) O tak, karteczki! Miałam cały segregator, zbierałam i wymieniałam się na potęgę z koleżankami. I chodaki miałam, białe. W gumę też grałam :) I pamiętam te wszystkie zabawy w sklep, gdzie liście to była kapusta, trawa to szczypiorek itd. A propos trawy przypomniało mi się jak koleżanka uczyła mnie gwizdać na źdźble trawy – taka tam umiejętność ;) Kaczory Donaldy to uwielbiał mój kuzyn, zawsze jak u niego byłam albo on do nas przyjeżdżał to jakieś komiksy mi pożyczał. Lubiłam też pamiętam taką gazetę Filipinka i jeszcze jakaś jedna była, ale nie mogę sobie przypomnieć teraz co to było… Miło tak powspominać. Fajnie, że wrzuciłaś takiego posta na Dzień Dziecka :) Też umiem gwizdać na trawie, dziadek mnie nauczył:) Chodaki tez poranily me dziecięce nóżki. Pamiętam jeszcze grę w skoble (takie metalowe cosie do podrzucania i zbierania ) i szał na The Kelly Family ;P Z moim młodszym bratem (nota bene Twój rocznik) do teraz twierdzimy, że zawsze rozpoznamy osobę, która w dzieciństwie czytała „Kaczora Donalda” – to było nasze totalne uzależnienie :) Generalnie wspomnienia mam niemalże identyczne. Dodałabym jeszcze może „tamagoczi” – marzyłam o nim strasznie, ale wstydziłam się poprosić „bo to przecież takie drogie”. Mój brat codziennie po szkole opowiadał mamie, kto z jego znajomych je ma i jakie jest super. Aż w końcu przed Świętami, kiedy rodzice wyjechali po zakupy czy coś takiego, a my robiliśmy tradycyjne przeszukanie domu (ach, te emocje!), obczailiśmy dwie sztuki, które później znaleźliśmy „zaskoczeni” pod choinką – ale to była radość :) Twoje zdjęcia z dzieciństwa dosłownie miażdżą system :D Ja co prawda jestem młodsza, ale dużą część pamiętam z tego ;) i szkoda że już teraz coraz mniej dzieci będzie miało tak przyziemne pasje jak wymienianie się karteczkami czy jakieś pokemonowe żetony ;D był tego typu fajny profil na facebooku, ale już nic nie dodają.. „Rzeczy, które każdy miał w dzieciństwie ale o nich zapomniał” Mi utkwiło, że z koleżankami wymieniałyśmy się pamiętnikami, trzeba było odpowiedzieć na dużą ilość pytań (czy masz psa, jak się nazywa, czy masz drugie imię, jeśli tak to jakie itd. ;)) i odpowiedzi pisało się na oddzielnych kartkach, wkładało do przyklejonych kopert w zeszycie. To była frajda! Jeszcze doszła rywalizacja, kto będzie miał najwięcej wypełnionych kopert ;) Karteczki oczywiście, ale pamiętam jeszcze tamagotchi – mama nie pozwalala mi zabierać jajka do przedszkola, więc sama w pracy musiała podkarmiać dinozaura. A w Heroesów gram do dzisiaj, o dziwo jestem sporo lepsza od połowy moich kolegów :D, lata 90. to jeszcze zręcznościówka Jazz Jack Rabbit, a ’00 już Simsy. Miałam jeszcze farbki, które zasychały i rysunek można było nakleić na szybę – całe okna miałam w tych malunkach, byłam naprawdę niezła, nawet Legolasa potrafiłam namalować :D. Jazz Jack Rabbit! Zapomniałam o nim totalnie! Farbki na szyby też miałam:) Mama – :D Z niewspomnianych sławę absolutną miały komiksy z papierków gum do żucia :) A poza tym to karteczki rządziły. Pamiętam, że dorobiłam się największej kolekcji w przedszkolu, małych i dużych. Ale w którym momencie zgubił mi je tata(bo kto inny pilnuje rzeczy dzieci przewożąc je z punktu A do B??). Był tydzień żalu i szlochania a do zakładania kolejnej kolekcji nie miałam już serca. Hitem była też guma i rzeczone dziesiątki. Kiedyś z koleżanką z braku trzeciej osoby zahaczyłyśmy ją o prawie półtorametrowy gliniany wazon ogrodowy mojej mamy. Do dziś ma niespełna metr. PS. Czytam od dawna ale to wspomnienie karteczek rozczuliło mnie tak, że musiałam napisać. Oo to bardzo mi miło:) Aż mi się łezka w oku zakręciła po przeczytaniu tego postu, bowiem jestem jednym z ostatnich pokoleń, które zaznało dzieciństwa bez Internetu i większość czasu spędzałam na podwórku, wymieniając się karteczkami czy bawiąc niełatwo zdobytymi lalkami Barbie. Pamiętam jaką obsesję miałam na pkt chodaków i jak sobie teraz o nich pomyślę, to z chęcią bym jedną, kolorową parę nabyła! Może powrócą do mody. XX Ojej, same hity, uśmiecham się na samą myśl o nich :D GENIALNY TEMAT NA POSTA!!! To były cudowne czasy!!! – HITY DZIECIŃSTWA: karteczki – podobnie jak u Ciebie, najcenniejsze były te z Królem Lwem i Titanikiem (myślę, że na strychu znalazłby się jeszcze cały segregator) + bransoletki z muliny – kilkanaście wzorów miałam tak wyćwiczone, że nawet wiążąc supełki z zamkniętymi oczami wychodziy perfekcyjnie! – eurobiznes, gameboy, tamagotchi i konsola pegasus+żółte dyskietki+pistolet do zabijania kaczek <3 trochę później pojawiły się Simsy i Rollercoaster Tycoon – czasopisma: : Easy English, Świat Wiedzy (czyli ówczesna Wikipedia :p ), Kaczor Donald – skakanie w gumę, gra w podchody, rolki!, "kluby", czyli zebrania w a) domkach na drzewie, b) garażach c) piwnicach d) na strychach podczas których obmyślało się wszelkiego rodzaju próby zawładnięcia światem dorosłych, a oprócz tego weekendowe wyprawy do remizy i ogniska (patrząc na to z perspektywy czasu, rodzice mieli do nas naprawdę dużo zaufania, wystarczyło żeby towarzyszył nam starszy brat/kuzyn/kolega i z organizacją ogniska dla dzieci/młodzieży nie było żadnych problemów… ahhh same plusy dzieciństwa na wsi) – smakołyki: orenżada w proszku, guma turbo, wodniste lody, strzelające cukierki i dumle! – pachnące pamiętniki na kłódkę i złote myśli – swego czasu ilość pytań mieściła się w przedziale 45-50, im bardziej wymyślne tym lepiej! Dużo się tego nazbierało, chociaż temat jak rzeka, a wspomnień tyle, że można by pisać i pisać. Może nie wszystko mieści się dokładnie w kategorii gadżety, ale tak bardzo kojarzą mi się z dzieciństwem, że nie mogłam o nich nie wspomnieć! Kaczki! Bransoletki z muliny! Oranżada w proszku <3 O tak, złote myśli! Im więcej pytań i bardziej dziwacznych tym lepiej ;) Mi sie jeszcze przypomnialy takie gumki do mazania w ksztalcie dinozaurow z kakao Cola Cao, no i w ogole caly dinozaurowy szal wczesnych lat 90 :) Mi się jeszcze z dzieciństwem kojarzą gumy kulki i plastikowe długie rurki ze słodkim proszkiem dostępne w szkolnym sklepiku :D I jeszcze taka gra ze sznurka na rękach! Grało się parami, trzeba było z jednej „pajęczynki” tak wpleść palce i przenieść sznurek na swoje ręce z nowym wzorem – im więcej kroków tym większe propsy w klasie! :D Aaa, faktycznie, pamiętam, tylko u mnie się grało taką okrągłą (?) gumką:) Wybieram się na grojkon w Bielsku Białej w najbliższą sobotę , gdzie motyw przewodni to GRY a szczególnie planszówki, może dorwę Magię i Miecz… <3 A pod większością innych gadżetów również mogę się podpisać, zresztą sama niedawno o tym u siebie pisałam, zapraszam: Haha rzeczywiście karteczki były marzeniem! Ale jeszcze piórnik! Posiadanie przepastnego piórnika z kilkoma kieszonkami na suwak to było coś! o matko, ile wspomnień! moim wielkim marzeniem był Furby, śnił mi się po nocach, wręcz modliłam się o niego – dostałam jedynie od kolegi mini wersję z McDonalda :D co do zestawów plastycznych to miałam ich kilka, kupowało je się w supermarketach Polecam detoks cukrowy, np taki jak tu: To jest dobre rozwiązanie jeśli w okresach odstawiania słodyczy doładowujesz się chlebem i owocami. Po 3 tygodniach apetyt na słodkie zostaje jakby wytłumiony ;)) a nikt z was nie grał w „klasy”? takim „szkiełkiem” zrobionym z metalowego opakowania po paście do butów, wypełnionego piaskiem? albo w „zbijaka”? ta gra jednoczyła podwórko! :-) Jeszcze były takie bransoletki i naszyjniki z czarnej żyłki – dziś okropne, ale wtedy hit. I kwaśne długie żelki z podstawówki! :) Karteczki! Nie pamiętam jakie były najcenniejsze, ale pamiętam, że każdy chciał mieć „komplet” – małą i dużą z tym samym obrazkiem. Miałam takie z bajek, z Titanica, z Boysbandami (których swoją drogą nigdy nie słuchałam), ze zwierzątkami… :D W sumie nie wiem czy gdzieś jeszcze nie leży mój segregator :P Przypomnieliście mi o „Przygodzie ze sztuką”! Miałam chyba wszystkie numery i z ciężkim sercem pozwoliłam w końcu mamie to wyrzucić, tak samo z resztą było z Kaczorem Donaldem :D Z gier podwórkowych to pamiętam jeszcze, że grało się w podchody – dzieliliśmy się na drużyny i jedna przed drugą uciekała po okolicy, zostawiając na chodniku albo ścianach znaki, rysowane kredą, albo częściej kawałkiem cegły :D W szkole przez jakiś czas hitem były takie linki plastikowe… filofun? Robiło się z tego kolorowe breloczki i bransoletki! Miałam tamagochi i chciałam mieć Furby’ego. Ostatnio widziałam go w reklamie jakiegoś sklepu i zastanawiam się co ja w nim widziałam… ;) podpisuję się pod tym obiema rękami! jako rocznik ’92 mogę tylko powiedzieć, że tylko 'Magia i Miecz’ i gry komputerowe były mi obce.. za to uważam że miałam absolutnie niesamowite dzieciństwo i zrobię co w mojej mocy, żeby moje przyszłe dzieci też takie miały :) o matko karteczki! Pamietam jak kolega w podstawowce dla zartu schowal mi moj segregator. Godzine ryczalam u Pani Pedagog zdruzgotana tym co mnie wlasnie spotkalo -_- :D Ja pamiętam jeszcze taką plastikową sprężynę która dobrze popchnięta sama „schodziła” ze schodów i tamagochi i Czarodziejka z Księżyca, tetris, i gry na dyskietkach i w ogóle było cudnie Karteczki, o tak! :) Pamiętam, że były „jasne” (takie blade) i „ciemne” (z nasyconymi kolorami, te „jasne” były pierwsze, jak notesiki miały chyba jeszcze służyć rzeczywiście jako notesiki, można było notować na tych obrazkach) – ciemne oczywiście cenniejsze :-) I guma do skakania, skakanka zresztą też i taka zabawka „riki tiki” – dwie kulki na sznurku, robiło się tym nieziemski hałas :D I jeszcze takie sprężyny chodzące po schodach pamiętam, ale na to aż tak wielkiego szału chyba nie było.. :) Karteczki rzeczywiście robiły furorę- u nas najbardziej cenne były okładki notesikow. Poza tym zbierało sie tez figurki z jajek Kinder niespodzianka- były całe serie- krokodyle, hipopotamy… Kto miał wszystkie, ten był królem podwórka. Co do obuwia, to królowały plastikowe sandałki, w podeszwę których wkładało sie kamyki, tak żeby stukały jak prawdziwe obcasy :) Karteczki!!! <3 Ja pamiętam, że koło roku ’97 miałam adidasy, które z boku podeszwy miały mini akwarium a w nim zdjęcie Spice Girls :D wszystkie dziewczyny chciały je mieć, były w różnych kolorach i chyba nawet świeciły w ciemności :) robiły większą furorę niż moje trepy (chodaki) w kolorze błękitnym w słoniki o ile dobrze pamiętam :D Za to moim marzeniem w wieku 5 lat było mieć zabawkową stolnicę do ciasta wraz z wałkiem – dostałam to na gwiazdkę i do tej pory pamiętam jak się wtedy czułam :) Jak ktoś już wyżej wspomniał: hitem był zestaw karteczek tzn mała plus duża. W mojej szkole najlepsze branie miały karteczki z pieskami lub kociakami. Raz babcia obiecała mi, że kupi mi karteczki jak będę grzeczna i po szkole tak wyczekiwałam, aż babcia wróci ze sklepu a ona zamiast karteczek psiaków, postaci z bajek albo ewentualnie Just 5 przyniosła karteczki z grupą Oasis… Jak ja wtedy płakałam! Też miałam niebieskie chodaki w słoniki! A o świecących butach zawsze marzyłam, choć Spice Girls były mi akurat wybitnie obojętne :D. Moje żółte chodaki zostały skonfiskowane przez rodziców po tym, jak użyłam ich jako broni przed młodszym bratem… Miałam też drugie, później, na wakacjach, ale nieopatrznie weszłam w nich na sianach i zgubiłam tamże jednego. Do dziś się nie znalazł ;) U mnie najcenniejsze były karteczki z Diddla. Guma do skakania też była. Fenomenem jest to, że jako paczka z bloku złożyliśmy się na piłkę do siatkówki, siatkę oraz kij i piłeczki do palanta. Grywaliśmy też w podchody. Rewelka! Fajnie tak sobie powspominać :) Dzieli nas parę lat, a to również były ulubione gadżety mojego dzieciństwa! Chodaki rządzą :) Karteczki – o tak! U mnie w mieście najcenniejsze były chyba z Kubusiem Puchatkiem :) Z „prasy” udało mi się uzbierać wszystkie segregatory, każdy numer „Gdzie jest Wally” , a z dziewczynami namiętnie kupowałyśmy BRAVO i ryczałyśmy ze śmiechu nad fotostory ;) Zaś jako kilkulatka, moim marzeniem było Tamagotchi. Rodzice w końcu zmiękli i kupili nam z siostrą na spółkę. Wtedy to kosztowało 80 zł, krocie! No i gra telewizyjna na te żółte kasety i gra w TANK :) Hej, pierwszy raz tu pisze komentarz, ale nie mogłam się powstrzymać, kiedy przeczytałam, że Ty też pamiętasz tę piosenkę z Black&White! Byłam przekonana, że tylko mi chodzi wciąż po głowie :P od razu zaczęłam jej szukać i proszę bardzo, jeśli chcesz sobie odświeżyć cały tekst Pozdrawiam! :) Haha, dzięki wielkie! Od czego tu zacząć?… U nas w przedszkolu karteczki były o tyle cenniejsze, jeśli miało się parę – małą i dużą taką samą. Titanic był wtedy baaardzo popularny, mi się czasem te karteczki trafiały, ale szybko wymieniałam na jakieś z Czarodziejką z Księżyca. Bo te były dla mnie najważniejsze (kilka lat temu znalazłam kilka moich starych czarodziejkowych karteczek i się okropnie cieszyłam!). Później, w gimnazjum, gdy miałam fazę na komiksy WITCH, kupowałam sobie też karteczki z WITCH z nadzieją na powrót mody, ale nie wyszło. Za to mam parę całych zestawów WITCH :). Pokemony zbierałam, ale nie karty tylko tazosy. Nie można zapomnieć o Pegasusie! Do dziś mam oryginalnego ze „złotą piątką” gier. I tak najbardziej lubiłam strzelać do kaczek, choć dziś to niepoprawne politycznie ;P. Na komputerze grałam w Mario :). A tatuaże w gumach do żucia?! Wciąż pamiętam smak tych gum. Ale mieć dużo tatuaży to był szpan… Tak samo jak mieć spodnie dzwony. I tamagotchi. A co do zestawu plastycznego to bez problemu można było taki kupić. Ja sama miałam kilka na przestrzeni lat. Gumę kochałam z całego serca :). Z krzesłami był jednak ten problem, że w „Tydzień ma siedem dni” nie można było dojść do wyższych faz, bo krzesła były za niskie :D. Dziękuję Ci za podróż w czasie! Moim życiowym marzeniem była lalka Baby Born, która kosztowała fortunę, ale nigdy jej nie miałam… a pamięta ktos BIERKI???? uwielbialam te gre i mam ją do dzis ::D:D:DD Dziękuję, że tworzysz takie posty. Uruchomiłaś we mnie prawdziwą lawinę wspomnień! Karteczki; najpierw z małych notesików, później do segregatora. Albo odwrotnie? Pamiętam, że pożądanym prezentem urodzinowym od kolegów i koleżanek ze szkoły były segregatory, porządkujące zbiory :) O drewniakach zupełnie niedawno sobie przypomniałam i to właśnie w kontekście grania w nich w gumę. Nie byłam tylko pewna, czy pamięć mnie nie oszukuje; wszak dziś trudno mi sobie wyobrazić, że było to wykonalne. Karty do gry – miałam podwójny zestaw małych kart „pasjansowych”. Nie pamiętam, czy częściej służyły do gry, czy układania pasjansa (teraz pasjans kojarzy mi się głównie z komputerową aplikacją dla znudzonych swą pracą…). Popularna była też gra „Flirt towarzyski”, szczególnie na koloniach, na które jeździłam rokrocznie. Kolekcjonowałam również kapsle z napojów Tymbark (najbardziej można się było obłowić uczestnicząc w rodzinnej imprezie pod tytułem wesele) i naklejki z Koukou Roukou (nie znając nikogo, kto zebrał by komplet). No i kredki. I inne przybory plastyczne. Uwielbiałam je mieć, choć nie marzyłam o zestawie. Za to teraz zdarza mi się rozdawać fajne zestawy dzieciom koleżanek, podpisane moim imieniem i nazwiskiem plus na przykład „klasa Vc” :) Nie mogę się powstrzymać. Jestem rocznik ’77. Taaak, jesteście tu obrzydliwie młode ;) Moje hity są jeszcze bardziej oldschoolowe: Jedzenie: ryż dmuchany kolorowy, napoje w woreczkach, do których trzeba było wbić słomkę i oczywiście niemożebnie się oblać, kolorowa wata cukrowa w woreczkach, jedzenie galaretki w proszku, Vibowitu i Visolvitu (oczywiście bez rozpuszczania). Zabawki: guma, guma i jeszcze raz guma (egzaminek, kto pamięta?), kapsle z flagami, zeszyty ze złotymi myślami, zbieranie opakowań po czekoladach, naklejek z wafelków Kukuruku, potem gierki, komputer Comodore oczywiście. Już więcej grzechów nie pamiętam, w ogóle za nie nie żałuje, może ktoś doda coś z tych czasów? Pozdrawiam Marta ja jestem 83 ale rowniez pamietam wiekszosc rzeczy o ktorych wspominasz min oranzady w woreczkach-pilam ja chyba tylko raz bo moja matka miala obsesje zatrucia sie nia :/ dlatego smaku nie pamietam, ale doskonale pamietam ja ze sklepowych polek i to, ze mialy kolor pomaranczowy :D ryż dmuchany ale bialy, jedzenie vibovitu i visolvitu, naklejki z kukuruku – mam je do dzis :) swoją drogą kukuruku powróciło, widzialam niedawno w gazetce reklamowej jakiegos marketu :):) Comodore i dlugie wgrywanie gierek z kaset ale jaka radocha pozniej, moja najulubiensza i chyba najpopularniejsza byl lot samolotem nad rzeka, strzelanie do obiektow,zbieranie paliwa i nie uderzenie w granice rzeki:D pozniej byl szal na Atari :) Nie wiem jak inni ale u mnie w roku okolo 90-93 -mialam wtedy 7-9 lat panowal szal na zbieranie zabawek z kinder jajek. Plastiki-buty z platiko-gumy-dzis znow w modzie,w CCC sa modele jak z koncowki lat 80tych :) Jeżyki na długopisy – zdobyte w długasnych kolejkach sklepu papierniczego, jednego na cale miasto, mam go do dzis :) Zupełnie zapomniałam o tych karteczkach :) Aż dziwne bo miałam ich mnóstwo i też te z Titanica to był hit :) Gra w gumę była obowiązkowa. Natomiast taką plastyczną walizkę też miałam, babcia z Niemiec mi ją z prezentowała i ostatnio niemal kompletną znalazłam ją na strychu. A co najlepsze te mazaki prawie wszystkie nadal ładnie piszą choć mają ze 20 lat i teraz używa ich moja 5 letnia córka :) A ja pamiętam jeszcze, że była jakaś gazeta z konkursem na rysunki z bajek cartoon network. Oczywiście rodzice nigdy nie wysłali moich rysunków, a że produkowałam je jeden za drugim, to po chwili odezwała się moja smykałka do interesów i zaczęłam je sprzedawać w parku po 5, 10 groszy :) Nawet kilka sprzedałam! :D Karteczki, ach, kto tego nie pamięta, ja do dziś mam gdzieś mój segregator, który dostałam od zębowej wróżki za pierwszy ząb :D I lody lulki, i lody pałeczki, guma turbo i wszystko to. Jakie cudowne wspomnienia! Chodaki też miałam, oczywiście klasyczne – białe. W końcu moja mam jest pielęgniarką, to musiało być klasycznie! My w gumę graliśmy nałogowo, chociaż u nas to były jakieś angielskie, bałtyckie, rzymskie – światowo. I na samo wspomnienie, że byłam w stanie przeskoczyć gumę na wysokości szyi, to czuję, że się serio zastałam. I oczywiście pegasus, moja wersja nieoryginalna oczywiście, nosiła dumną nazwę mortal kombat :) Dziękuję za przypomnienie mi tych wszystkich cudownych wspomnień, dzieciństwo to wspaniały czas :) Pozdrawiam :) cudny post :) ode mnie jeszcze kilka propozycji: – kolekcje: zabawki z kinderków (<3) i z mcdonald's; z gazet "naucz mnie, mamo" i "przyjaciele z zielonego lasu", a także.. świat wiedzy ;d u kuzynki zawsze czytałam jej zbiór "gdzie jest wally?" – historie o duchach, mumiach i innych potworach <3 – gry: w krawężniki, kapsle, studnię; z komputerowych oprócz wymienionych zdecydowanie settlersi III i IV oraz simsy.. do dziś pamiętam, że jak kuzynka podała mi kod na nabijanie pieniędzy, to następnego dnia w szkole cały czas myślałam tylko o tym, jak będę grać po powrocie i za nic nie mogłam się skupić na niczym innym ;d – kolorowe plastikowe żyłki, z których wyplatało się breloczki do kluczy i podobne rzeczy – rytuał wybierania nowego tornistra do szkoły, a razem z tornistrem oczywiście obowiązkowo jęczenie o nowy piórnik, pamiętam jeden, granatowy z trzema przegródkami (! wypas) i okładkami w barbie, i drugi, maskotkową żyrafę z nici, którą próbowałam sobie sama kupić, ale przy kasie okazało się, że cena którą wzięłam za cenę w złotówkach, była w euro.. rozpacz i niedowierzanie, ale potem dostałam go na święta od babci :) (a tak w ogóle to czytam Cię prawie od początku, pamiętam jeszcze pierwsze szafiarskie wpisy ;d pozdrawiam bardzo!) To nie złote myśli – to PELE-MELE! Zostaw komentarz Karteczki do segregatora – mania kolekcjonerska lat 90., fenomen kulturowy tamtego okresu, główna waluta w przedszkolach i szkołach podstawowych. Wyparły modne wcześniej karteczki z notesików zbierane w albumach na zdjęcia. Karteczki oficjalnie zwane były wkładami (biurowymi) do segregatora i miały służyć do pisania po nich, ale oczywiście nikt o zdrowych zmysłach ich do tego celu nie wykorzystywał. Zbierane w segregatorach (zależnie od wielkości – małe w małych, większe w większych), co cenniejsze egzemplarze umieszczano w folijkach. Na karteczkach umieszczane były głównie wizerunki ikonicznych postaci lat 90. Gwiazdy karteczek[edytuj • edytuj kod] Spis treści 1 Gwiazdy karteczek Bohaterowie filmów animowanych Bohaterowie filmów aktorskich Gwiazdy muzyki Pozostałe 2 Obecnie 3 Zobacz też Bohaterowie filmów animowanych[edytuj • edytuj kod] 101 dalmatyńczyków Animki Czarodziejka z Księżyca Garfield Kaczor Donald postacie z Kosmicznego Meczu Król Lew Kubuś Puchatek Maska Myszka Miki Tom i Jerry mieszkańcy Ulicy Sezamkowej nawet Bolek i Lolek się załapali Bohaterowie filmów aktorskich[edytuj • edytuj kod] Herkules i Xena, wojownicza księżniczka Rose i Jack z Titanica Gwiazdy muzyki[edytuj • edytuj kod] Hanson Just 5 Kelly Family Spice Girls Pozostałe[edytuj • edytuj kod] Ponadto popularne były obrazki słodkich zwierzątek i dzieci wśród dziewczynek oraz wielkich ciężarówek wśród chłopców. Od wizerunku umieszczonego na karteczce często zależała jej wartość rynkowa. Znane były przypadki wymian czternaście za jedną w wypadku co bardziej napalonych kolekcjonerów. Obecnie[edytuj • edytuj kod] Moda zanikła w pierwszej dekadzie XXI wieku, w dużej mierze spowodowane było to pojawieniem się żetonów, tazosów i innych dziwnych rzeczy do kupowanych masowo Lay'sów i Cheetosów. Wprawdzie wkłady do segregatora nadal są w sprzedaży, ale kto by tam chciał zbierać karteczki z Hanną Montaną? Zobacz też[edytuj • edytuj kod] Frugo Pegasus Power Rangers Lata ’90 były wspaniałym okresem, kiedy to Polska w końcu odetchnęła od komunizmu i zaczęły do nas przybywać zdobycze zachodnich ‘cywilizacji’. Szczególnie ten okres miło wspomina rocznik ’80, a zwłaszcza osoby urodzone w jego połowie, bowiem miały szczęście spędzić swoje dzieciństwo w barwnych latach ’ względu na główną tematykę bloga należy zacząć od elektroniki. Był to wspaniały okres w życiu każdego młodego gracza, bo na jego oczach rodziła się i rozwijała nowa forma rozrywki – rozrywka elektroniczna. W domach pojawiły się pierwsze komputery i konsole. Największym powodzeniem cieszyło się Commodore 64 i Atari, a z konsoli Pegasus (czyli piracka wersja NES). Mnie przyznam szczerze trochę ominęły czasy tych pierwszych komputerów i całe podwórko zaczynało od Amigi 500+. To była prawdziwa przyjaciółka gracza. Później pojawiły się PeCety – 286, 386 i 486. Znajomi dzielili się na tych, do których chodziło się pograć na Amidze, albo na tych, u których grało się na Pegasusie. Mimo, że Amiga prezentowała rozrywkę na wyższym poziomie niż Pegasus to muszę powiedzieć, że zawsze takowego zazdrościłem moim rówieśnikom. Ja zostałem w pewnym czasie trochę wyoutowany, bo jako jedyny przesiadłem się z Amigi na mocarnego wtedy PC 486. Miałem nawet kolorowy monitor i głośniki. Teraz to śmieszy, ale wtedy naprawdę nie było to standardowe wyposażenie. Problem mój był taki, ze nikt ze znajomych nie miał PC, co przez pewien czas uniemożliwiało mi wymianę grami. Na szczęście handel oprogramowaniem kwitł w jak na każdym rynku, czy bazarze można było bez trudu dostać każdą najróżniejszą wersję Pegasusa i zakupić jeden z setek rozłożonych na kocu cartridge’y, lub za dopłatą się wymienić. Z komputerami nie było gorzej. W każdym sklepie komputerowym były wielkie segregatory, w których można było przebierać w tytułach gier, jakie można zakupić. Przy każdej była podana ilość dyskietek i płaciło się za nagranie od dyskietki. Jak ktoś nie miał swoich to mógł też oczywiście zawsze zakupić niezbędną ilość dyskietek. Fajniejsi sprzedawcy mieli zamiast prostych czarno – białych spisów gier wycięte całe recenzję z takich pism jak Secret Service, czy Top Secret. Z tamtych czasów pamiętam jeszcze świetny klimat na giełdach komputerowych. Każdego tygodnia w niedzielę można było iść na giełdę i przebierać w setkach ofert różnych sprzedawców poczynając od czasopism, przez gry, a kończąc na sprzęcie komputerowym. Wielu miało na miejscu komputery i od ręki nagrywało wybrane gry. U wielu można było złożyć zamówienie i odebrać później gry gdzieś na mieście. Kilka osób robiło wtedy spisy posiadanych gier w formie elektronicznej i dołączali takie do zamówionych to wszystko funkcjonowało wtedy można powiedzieć legalnie. Działo się tak, dlatego że w Polsce brakowało odpowiednich przepisów o ochronie praw autorskich. Poza tym firmom zbytnio nie zależało na dochodzeniu swoich praw w państwach postkomunistycznych, bo zbytnio nie widzieli u nas na tamtą chwilę dobrego rynku zbytu. Sytuacja taka była im nawet na rękę, a zwłaszcza producentom sprzętu, bo pozwalała na rozkręcenie branży ‘komputerowej’ w Polsce. Dlatego nie należy się dziwić, ze są takie problemy z piractwem, gdyż wiele osób wyrosło w czasach, kiedy gier się po prostu nie dało kupić legalnie w sklepie, bo takowych nie będę już ty opisywał, w jakie hity się wtedy grało, bo rewelacyjnych tytułów na te wszystkie platformy nie sposób wymienić, a pominięcie którejś zaraz by było niewybaczonym błędem wypomnianym w komentarzach. Prawda jest też taka, że sporo się grało w gry, jakie się po prostu zdobyło. Często czuć było, że coś jest niezłym shitem, ale mimo to zawsze się dawało takiej produkcji sporą szansę i grało przez kilka, czy kilkanaście Moje ulubione miejsce z lat ’90 to chyba kiosk. Nie jakiś szczególny, ale każdy. Tam zawsze mogłem za witryną znaleźć coś, na czym warto było zawiesić oko. Oczywiście każdego gracza cieszyły najbardziej magazyny komputerowe. Był to czas największego rozwoju takich kultowych czasopism jak Secret Service, Top Secret, Świat Gier Komputerowych, czy Gambler. Wszystkie miały wiernych swoich fanów gotowych pobić innych za czytanie konkurencyjnej gazetki;) Wtedy takie magazyny miały pierwszorzędne znaczenie, bo tylko z nich gracz mógł się dowiedzieć, w co warto zagrać, jakie są kody do danej gry i jak ją przejść. Innych źródeł informacji poza kolegami nie było. Często, więc traktowało się słowa ulubionych redaktorów jak świętość – skoro Gulash mówi, że Mortal Kombat jest genialne to trzeba za wszelką cenę zdobyć ten tytuł (w tym momencie wiadomo, na jakim czasopiśmie ja się wychowałem). Teksty były luźne i wszystko było prowadzone trochę na zasadzie takiej kumpelskiej czy rodzinnej atmosfery. Bardziej liczył się klimat i zabawa niż marketingowe podejście do odbiorcy. Żeby nie było, że idealizuje to od razu zaznaczę, że nie zawsze było to dobre i często się odbijało na niskiej jakości tekstów lub jakiś dziwnych, nietrafionych kioskach oprócz magazynów komputerowych można było jeszcze znaleźć komiksy. Zasadniczo liczyły się dzieła dwóch wydawnictw DC Comics i Marvel. Ja zdecydowanie wolałem to drugie. DC Comics to głownie Batman i trochę tandetny Superman. Marvel miał większe grono odbiorców. Można wymienić takie kultowe serie jak choćby Spider-Man, X-Men, Punisher, czy specjalne, co miesięczne wydanie Marvel Mega. Były też produkcje dla nieco młodszych osób w postaci komiksu Kaczor Donald, którego mimo posiadania ogromnej kolekcji dzieł od Marvela także lubiłem czytać. Na samym początku lat ’90 był przed Kaczorem Donaldem komiks Myszka Miki. Natomiast około połowy lat ’90 zaczęto wydawać komiks Gigant, taka większa wersja Kaczora Donalda. Z czasem do Donalda cyklicznie dodawano różne gadżety – gry planszowe, zestawy szpiega sposób też nie wspomnieć o takich gazetach jak Bravo, czy Popcorn, które masowo kupowały głównie nastolatki, szukające nowych informacji o ich ulubionych Backstreet Boys. Było też wydanie specjalne Bravo Sport, skierowane głównie do fanów piłki powodzeniem cieszyły się też małe gazetki z dowcipami. Ja kupowałem Dobry Humor, który posiadał rewelacyjne rysunki Sadurskiego. Były też Super Dowcipy itp. Ciężko to sobie przypomnieć, bo każda nazwa była bardzo czasu spędzało się na zabawach z rówieśnikami na podwórku. To co było najlepsze w tamtym okresie to, że nie dzwoniło się wcześniej, nie pisało sms’ów (bo nie było komórek) tylko szło się do kumpla, dzwoniło domofonem, a on mówił, że za 2min jest na dole. Ewentualnie mogło go nie być i wtedy było wiadomo, że jest na jednej z dwóch ulubionych miejscówek, lub też siedzi u innego kumpla i grają na kompie. Mimo, że były komputery i konsole to wydaje mi się, że więcej czasu się spędzało na zabawach na podwórku. Może przez to, że właśnie jak już wspominałem wcześniej nie było tak dużego dostępu do gier, więc te same tytuły w końcu się nudziły, a może też ze względu na standard rozrywki. Stare gry jakkolwiek wspaniałe to jednak nie wciągały tak mocno jak nowe produkcje, bo ciężko się utożsamiać z kilkoma pikselami na ekranie i wczuć się jakby się było w środku i zabaw podwórkowych było całe mnóstwo. Rządziła jak zawsze piłka nożna. Gdy było za mało osób to grało się w ‘jedynki’ (różne już nazwy na to słyszałem) – jedna osoba stała na bramce, a reszta starała się strzelać gole konstruując akcje w taki sposób, że nie wolno było dotknąć piłki dwa razy pod rząd. Dotknięcie piłki więcej niż raz lub wybicie jej poza boisko oznaczało obowiązek zamiany z dotychczasowym bramkarzem. Grało się do iluś goli, a później były strzelane karne temu, kto zakończył rozgrywkę na bramce. Z karnymi łączyła się jakaś kara – u nas była to liczba „kołowrotków”, czyli kręcenia się skulonym bardzo szybko wokół siebie przy odpowiedniej asyście kolegów. Przelicznik 1 wpuszczony karny – 5 kołowrotków. Kultowe wtedy były prymitywne gumowe korki do gry w piłkę. Niektórzy wbijali w nie pinezki, żeby się za szybko nie się też w chowanego, czy podchody. Jak się miało akcesoria w postaci pistoletów to można było tworzyć drużyny i walczyć niczym na wojnie. Natomiast na rowerach można było bawić się w policjantów i złodziei i ganiać jak wariaci w koło podwórka. Przyszła też w pewnym czasie moda na rolki i całe podwórko w nich można nie wspomnieć o kultowej grze w piaskownicy, jaką były kapsle. Pstrykanie kapsli to było to. Szczególnie jak się je wcześniej przygotowało naklejając do środka flagę danego państwa i polerując spód, żeby miał lepszy poślizg. Inną grą piaskownikową był „nóż”. Trzeba było rzucać różnymi sposobami tak, żeby nóż się wbił w ziemię. Udana próba oznaczała przejście do kolejnego rzutu i tak na zmianę, aż zeszło się ze wszystkich sekwencji. Skuszenie oznaczało konieczność powtórzenia tego samego rzutu w następnej komputerów w tamtych czasach królowała jeszcze jedna forma rozrywki, która obecnie powraca do łask – gry planszowe. Wydawnictwa gier planszowych miały się wtedy dobrze i dostarczały wielu świetnych przebojów takich jak Magia i Miecz, Wampir, Przekleństwo Mumii, Batman, Eurobusiness (czyli polski Monopoly) i wiele rzeczyW tym akapicie zrobię mały mishmash tego, co jeszcze kojarzy mi się z latami ’90. Pamiętam manię na czapki zespołów z NBA. Śmieszne było sprawdzanie oryginalności tych produktów poprzez liczenie szwów. Ostatecznie i tak się okazywało, że każda jest oryginalna, bo praktycznie każdy kupował na tym samym rynku, więc głupio by było kwestionować nieoryginalność jak się posiadało praktycznie taką samą. Teorii na temat ilości szwów, jaka oznacza oryginalność była, więc cała szkołach panowała moda na zbieranie karteczek do segregatorów lub takich z małych notesików i wymiana nimi w celu zgromadzenia jak największej kolekcji. Popularne było też zakładanie ‘złotych myśli’, czyli zeszytu z zestawem pytań, na jakie musieli odpowiedzieć nasi znajomi. Zbierało się również samochody, czy inne pojazdy z gum Turbo, ‘gwiezdne monety’ Tazo, czy historyjki z gumy Donald. Wiele tego było. Będąc przy słodyczach pamiętam kultowe napoje w woreczkach foliowych, czy napój Frugo. Ze słodyczy prym wiodły wafelki Kuku-ruku (który miały w środku naklejki) i chipsy ’90 był to piękny okres w życiu osób urodzonych w latach ’80. Większość pewno się ze mną zgodzi. Natomiast, czy miał na to wpływ klimat lat ’90, czy po prostu to, że na ten okres przypadło nasze beztroskie dzieciństwo, nie wiadomo. Raczej skłaniałbym się ku twierdzeniu, że każdy będzie z sentymentem wspominał czasy, kiedy miał naście lat i biegał sobie z kolegami bez zupełnie żadnych obowiązków i kłopotów na głowie. Jedno, z czego się najbardziej cieszę to, że mogłem żyć w czasach w których zacząłem zabawę z komputerem od postaci składających się z 10 pikseli, a obecnie mogę zagrywać się w fotorealistyczne strzelanki w stylu Call of Duty, Crysis, czy Battlefield. Można powiedzieć, że historię elektronicznej rozrywki rocznik ’80 ma we sobie sprawę, że w artykule pominąłem jeszcze wiele ważnych i kultowych rzeczy z lat ’90, ale nie sposób tego wszystkiego wymienić, bo co chwila przypomina się coś nowego. Można by wręcz napisać całą encyklopedię o latach ’90.